#1 2011-01-30 16:04:21

 marcin

Administrator

3399176
Call me!
Skąd: Będzin
Zarejestrowany: 2011-01-15
Posty: 518
Punktów :   17 
IDOL: Artur Boruc

Felietony

Tutaj znajdziecie felietony

A więc zaczynamy...,więc na dobry początek

Ekstraklasa przestaje być zaściankiem Europy ?



Zatrudnienie przez Wisłę Kewa Jaliensa to więcej niż okazjonalny transfer klasowego piłkarza. To także sygnał dla Europy, że ci w Polsce faktycznie wyszli z drewnianych chałupek.

Sprowadzenie Kewa Jaliensa jest faktem, który jeszcze dobitniej niż słowa Stana potwierdza zmiany w postrzeganiu Polski i jej ligi. Przyjazd tej klasy piłkarza do naszej ligi oznacza, że wyszliśmy na dobre "z drewnianych domków" (cytat za rodakiem Valckxa i Jaliensa - Leo Beenhakkerem). Oczywiście 32-letni Kew nie przyjechał, by się u nas promować, bardziej po to, by dorobić do emerytury, a na pewno też w tym , by liderować w przebudowywanej od lata drużynie.
Kolejny transfer Wisły to Michaił Siwakow,pomocnik bardzo dobrze zbudowany.Zobaczymy czy będzie to zawodnik na miarę jedenastki Wisły Kraków.
Nowym nabytkiem zostal też Bułgar Cwetan Genkow
Kolejny nabytkiem ma być Maor Melikson zawodnik który był już w Krakowie na testach medycznych,ale jego klub Hapoel Beer-Szewa chce aby w jego kontrakcie była klauzula że jak Wisła sprzeda Izrealczyka to że jakaś suma wpłynie na ich konto.Wisła zrobiła tak samo z Kalu Uche że gdzie zostanie sprzedany tam Wisła dostanie jakąś sume pieniędzy na konto.

Lech Poznań też dokonuje bardzo dobrych trasferów. Bartosz Ślusarski (Cracovia), Tomasz Mikołajczak (Polonia Bytom), Hubert Wołąkiewicz (Lechia Gdańsk), Vojo Ubiparip (Spartak Subotica), Jakub Kapsa (KSZO Ostrowiec Świętokrzyski), Rafał Murawski (Rubin Kazań) jak twierdzi pan Marek Pogorzelczyk Lech wzmocni się jeszcze napewno w tym okienku transferowym.
A więc podsumowując polskie kluby w tym okienku transferowym dokonują bardzo ciekawych transferów i wolno by powiedzieć aby tak dalej.

Marcin Malinowski


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/lv3dO.jpg

Offline

 

#2 2011-03-04 20:49:23

 marcin

Administrator

3399176
Call me!
Skąd: Będzin
Zarejestrowany: 2011-01-15
Posty: 518
Punktów :   17 
IDOL: Artur Boruc

Re: Felietony

Grzechy Bakero. Lech budzi się w ponurej rzeczywistości



Czy Lech Poznań nie zagra w 1/8 finału Ligi Europejskiej także dlatego, że przeszkadzał mu jego własny trener ?

Bez względu na to, że decydująca bramka padła ze spalonego Sporting Braga był drużyną lepszą. Być może nie lepszą bezwzględnie, ale 24 lutego 2011 roku na pewno. Lechowi zabrakło klasy? Nie, bo udowodnił ją w meczach z Juventusem i Manchesterem City. Charakteru? Nie, bo pokazał go w dramatycznej końcówce, gdy nawet w dziesiątkę heroicznie rzucił się do przodu i zdominował rywali. Lech był po prostu do meczów z Bragą źle przygotowany, a za to odpowiada trener.

Kuriozalne roszady w składzie wymyślone przez Jose Marię Bakero (Rudnevs na skrzydle, Stilić w ataku) spowodowały, że mistrz Polski stracił 45 minut. Stracił w tym czasie także oba gole, bo równie "nieobecni" w grze jak pomocnicy i napastnicy, byli obrońcy oraz bramkarz.
czytaj dalej


Kotorowski nie potrafił ani wybić, ani złapać piłki po słabym strzale, z czego wziął się gol na 0-1. Bardziej przygnębiające było jednak oczekiwanie na pierwszą akcję złożoną choć z trzech celnych podań mistrza Polski. Dominował chaos, bezładne bieganie i długie wykopy do napastników wyglądające na akt bezsilności i rozpaczy. Lech sprawiał wręcz wrażenie drużyny prymitywnej, którą przecież nie jest.

W przerwie Bakero przyznał się do błędu, Stilić wrócił do pomocy, a Rudnevs na środek ataku. Dobre i to, choć eksperyment był godny sparingu, a nie meczu tak istotnego. Zmiana sposobu gry w drugiej połowie nie była jednak efektem nowego, skuteczniejszego planu, raczej serca do walki i determinacji mistrza Polski. Z całym szacunkiem dla Lecha i jego rywala z Bragi, ale rywalizacja w tym dwumeczu toczyła się na poziomie znacznie poniżej jego rangi.

Bakero nie jest pierwszym trenerem, który nie umiał przygotować drużyny na start sezonu. Ten sam kłopot miał choćby Jacek Zieliński, gdy w sierpniu w meczach eliminacji Champions League z Azerami Lech awansował po karnych, by bezdyskusyjnie polec ze Spartą Praga. Potem było już tylko dobrze, lub bardzo dobrze, aż w czwartek nadeszła okazja, by wziąć pośrednio rewanż na Czechach, którzy odpadli w 1/16 finału po więcej niż godnej rywalizacji z Liverpoolem.

Liverpool i gra na Anfield Road była marzeniem klubu i piłkarzy z Poznania. Bezwzględnie zasłużonym, choć niestety zaprzepaszczonym. Lech nie stawał do meczów z Portugalczykami w roli faworyta. Odpadł, co nie jest tragedią, bo w Bradze przegrywała Sevilla i Arsenal. Pozostanie jednak dręczące wrażenie, że mogło być inaczej, gdyby mistrz Polski zagrał chociaż na 80 procent możliwości. Jesienią grywał przecież na 120 proc.

Dziś Lech budzi się ze swojego pucharowego snu w dość ponurej rzeczywistości. Pozostały miłe wspomnienia, ale też poczucie straconej szansy i 11. miejsce w tabeli ligi polskiej. Bakero ma okazję naprawiać swoje błędy.

Marcin Malinowski


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/lv3dO.jpg

Offline

 

#3 2011-03-08 16:58:59

 marcin

Administrator

3399176
Call me!
Skąd: Będzin
Zarejestrowany: 2011-01-15
Posty: 518
Punktów :   17 
IDOL: Artur Boruc

Re: Felietony

Najczarniejszy wieczór dla Barcelony ?



To może być najczarniejszy wieczór dla Barcelony odkąd jej trenerem jest Pep Guardiola. Wojciech Szczęsny i jego Arsenal stoją jednak przed misją niemożliwą.

Karykatura Arsene'a Wengera z długim, drewnianym nosem Pinokia zamieszczona w barcelońskim dzienniku "Sport" pokazuje zmianę stosunku Katalończyków do trenera Arsenalu, po tym jak rozgłaszał, że Robin van Persie jest kontuzjowany, by w ostatniej chwili włączyć go do kadry i zabrać na Camp Nou. Pep Guardiola skwitował to ironicznym stwierdzeniem, że z pewnością znajdzie się też jakiś prywatny samolot, by dowieźć w ostatniej chwili Theo Walcotta. Anglik kontuzjowany jest chyba jednak na serio, co z pewnością uspokoi Leo Messiego. Już przed pierwszym meczem na Emirates najlepszy piłkarz świata ogłaszał, iż najbardziej obawia się szybkości angielskiego skrzydłowego.
W Arsenalu nie zagrają kontuzjowani Walcott i Alex Song, w Barcelonie para stoperów Gerard Pique (kartki) i Carles Puyol (kontuzja). "Będzie nam ich brakowało, ale jeśli odpadniemy, to nie przez ich nieobecność" - skomentował trener Barcelony. W zastępstwie wystawi Erica Abidala z Sergio Busquetsem, który przyznaje, że to nie jego pozycja, ale czuje się na niej bardzo dobrze.
Wielką nowiną dla Wengera jest powrót do gry Cesca Fabregasa. Wychowanek Barcelony zagra wreszcie na Camp Nou po tym jak namówiony przez trenera Arsenalu opuścił klub w wieku 16 lat. Na stadion Barcelony prowadzał go dziadek, dziś będzie okazja na nim zagrać, tyle, że stając po przeciwnej stronie barykady. Przed rokiem w rewanżu w ćwierćfinale z gry na Camp Nou wyeliminowała go kontuzja, mógł tylko bezradnie patrzeć jak Leo Messi wbija jego kolegom cztery gole.
6 kwietnia 2010 roku to był życiowy wieczór dla Argentyńczyka. Sam Wenger nazwał go wtedy graczem z PlayStation, światowa prasa pokłoniła się do jego stóp ogłaszając nowym królem futbolu. Dziś Arsenal jest jednak zdecydowanie bardziej zdeterminowany i silniejszy, natomiast w Katalonii wyczuwa się spory niepokój, zwłaszcza, że w 90 minut aż tak wiele jest do stracenia.
Statystyki przemawiają na korzyść Barcelony. W 9 ostatnich spotkaniach Champions League na Camp Nou przegrała raz - przed 17 miesiącami z Rubinem Kazań jeszcze w grupie. Arsenal poległ aż pięć razy w sześciu ostatnich grach wyjazdowych Ligi Mistrzów. Dziś nie potrzebuje jednak zwycięstwa, wystarczy mu remis lub nawet porażka 2-3. Żeby osiągnąć awans, trzeba będzie jednak prawdopodobnie strzelać gole, choć były już dwie drużyny w tym sezonie, które z czystym kontem opuszczały Katalonię. Z Athletic w Pucharze Króla i z Herculesem w lidze, Barcelona nie grała jednak podstawowym składem.

"Zaatakujemy ich od początku, nie dając nawet odetchnąć" - mówi Pedro chcąc, by ten mecz wyglądał jak listopadowe Gran Derbi. Wenger obiecuje, że Arsenal nie pozwoli sobie wybić z głowy ataku i na pewno nie zagra jak Inter Mediolan w półfinale poprzedniej edycji. Ale to właśnie zmory tamtej rywalizacji z zespołem z Mediolanu nękają Katalończyków do dziś. Nie wytrzymali presji, nie potrafili odrobić strat z pierwszego meczu, choć wygrali po golu Pique. Co będzie, jeśli historia się powtórzy? Finał na Wembley, gdzie w 1992 roku Guardiola zdobył dla Barcy pierwszy Puchar Europy, pozostanie w sferze marzeń.

"Czerwony dywan dla futbolówki" - pisze dziennik "El Pais". Hiszpańska prasa daje takie tytuły zawsze wtedy, gdy oczekuje wielkich meczów, w których rywale szykują się do frontalnej wymiany ciosów. Barca swojego stylu nie zdradzi, Wenger zapewnia, że Arsenal także nie. Zanosi się na czołowe zderzenie dwóch rozpędzonych pociągów, z których tylko jeden pojedzie dalej. Szczątki drugiego zostaną na bocznicy.

Prasa katalońska nie kryje, że niepowodzenie dziś wieczorem mogłoby naznaczyć całą kadencję Guardioli naszpikowaną dotąd przede wszystkim sukcesami. Albo Barca obroni swoją pozycję drużyny grającej najbardziej porywający futbol na świecie, albo Arsenal okaże się wystarczająco dojrzały, by jej ją odebrać. Rozwiązanie pośrednie nie istnieje. Wielkie emocje z pierwszego meczu wydają się więc tylko przygrywką do tego, co stanie się dzisiaj.

Po meczu na Emirates Xavi Hernandez upierał się, że przegrała drużyna lepsza. Barca wymieniła wtedy niemal dwa razy więcej podań niż gospodarze, wielokrotnie zatrudniając debiutującego w rozgrywkach Wojciecha Szczęsnego. Obrazek klęczącego w euforii po skończonej grze polskiego bramkarza był niemal symboliczny - "Kanonierzy" udowodnili sobie, że zwycięstwo nad Barceloną leży w granicach ich możliwości. Dziś Szczęsny, Fabregas i cała reszta graczy z Londynu spróbuje zrobić kolejny krok do przodu. Zamienić Dzień Kobiet 2011 w najczarniejszą datę w ostatnich 10 latach dla potentata z Camp Nou. Barcelona wygrała wszystkie plebiscyty na drużynę nr 1 pierwszej dekady XXI wieku.


Marcin Malinowski


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/lv3dO.jpg

Offline

 

#4 2011-04-10 07:30:29

 marcin

Administrator

3399176
Call me!
Skąd: Będzin
Zarejestrowany: 2011-01-15
Posty: 518
Punktów :   17 
IDOL: Artur Boruc

Re: Felietony

Dziura w kolanie i powołanie do kadry bokserów dla Ebiego



Dawno  nie pisałem felietonu...,dlatego chce wam to wynagrodzić i dziś napisać o bardzo ciekawym temacie pt.Dziura w kolanie i powołanie do kadry bokserów dla Ebiego."Piłka może przejść, ale zawodnik nie" - mówił Artur Sobiech, a gospodarze "Superpiątku" (Cezary Olbrycht i Andrzej Zamilski) ze zrozumieniem potakiwali. To nic, że Manuel Arboleda po faulu Sobiecha ma dziurę w kolanie.

Ebi Smolarek deklarował wszem i wobec chęć powrotu do kadry. - Wróciłem do Polski, żeby trener reprezentacji mógł mnie oglądać na co dzień i potem powołać - tłumaczył w wywiadach. Ebi dopiął swego, po piątkowym meczu z Lechem trafił do notatnika trenera kadry narodowej. Sęk w tym, że nie Franciszka Smudy, tylko Stanisława Łakomca prowadzącego reprezentację bokserów.

Sierpowy (nie wspominając już o wcześniejszym uderzeniu łokciem), jakim nasz Ebi trafił Manuela Arboledę był na pewno dużo mocniejszy, niż "liść", jakiego tydzień temu Jakubowi Rzeźniczakowi wymierzył niejaki "Staruch". Ciekawe czy teraz o tym zdarzeniu z boiska stadionu Polonii będzie równie głośno, jak o tamtym sprzed tunelu stadionu Legii? Raczej nie, ale tłumaczenie części komentatorów (pan Zamilski chociażby) i samego napastnika o prowokacjach Manuela jest żenujące.
Lech Poznań, przegrywając na Konwiktorskiej już ostatecznie pożegnał się z marzeniami o obronie mistrzostwa Polski. Teraz do rangi meczu na śmierć i życie urasta rewanż z Podbeskidziem w półfinale Pucharu Polski. To może być ostatnia furtka dla "Kolejorza" do Ligi Europejskiej w sezonie 2011/2012. Jose Maria Bakero dostawał najbardziej po głowie za to, że wystawia Tomasza Mikołajczaka, a także, że uparł się by ściągać przed końcem Semira Stilicia. Akurat w tych dwóch wypadkach Bakero miał rację - Mikołajczak zagrał dobrze, a Stilić w końcówce głównie dreptał, opadł z sił. Bask przekombinował jednak w innym wypadku - zdejmując wytrzymującego presję ze strony kibiców i rywala Arboledę.

Para Bosacki - Arboleda dobrze sobie radziła, a zwłaszcza skutecznie łapała na spalone piłkarzy Polonii. Wprowadzony za Manuela Dmitrij Injać zagapił się i w ten sposób wychodzący do prostopadłej piłki Adrian Mierzejewski nie spalił akcji, a za moment dośrodkował w pole karne i koledzy - Bruno z Sobiechem ładnie wykombinowali gola na wagę trzech punktów.

Jackowi Zielińskiemu należą się gratulacje - udało mu się odmienić Polonię, natchnąć nowym duchem, sprawić, by grała choć trochę tak, jak powinien zespół o takim potencjale. "Czarne Koszule" dokonały sporej sztuki - dzięki charakterowi wygrały mecz, w którym nie były lepsze, nie miały przewagi.

Lech ładniej, lepiej operował piłką, ale zabrakło mu determinacji. Tak jakby została wypalona w znakomitych meczach Ligi Europejskiej. Jose Maria Bakero musi najbardziej popracować nad kwestią mentalną, jeśli nie chce przegrać ostatniej bitwy - tej o Puchar Polski. Dla "Kolejorza" i jego kibiców niepokojącym zjawiskiem jest fakt, że grający w przewadze przez ponad pół godziny zespół nie dość, że nie zdobył gola, nie zagroził nawet bramce, to nawet tak naprawdę nie przycisnął rywala. Taka postawa nie przystoi mistrzowi Polski, który już za miesiąc zostanie zdetronizowany.

Marcin Malinowski


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/lv3dO.jpg

Offline

 

#5 2011-04-14 19:40:11

 marcin

Administrator

3399176
Call me!
Skąd: Będzin
Zarejestrowany: 2011-01-15
Posty: 518
Punktów :   17 
IDOL: Artur Boruc

Re: Felietony

Chcą Arboledy w kadrze, a jakby go nie chcieli



Nigdy nie byłem zwolennikiem powoływania do reprezentacji Polski Manuela Arboledy. Bardzo długo nie chciał tego Franciszek Smuda. Gdy jednak Franz przejął lejce w kadrze i zobaczył jak bardzo brakuje nam stoperów, zmienił zdanie.

Franciszek Smuda przekonał do potrzeby spolonizowania Manuela Arboledy szefostwo PZPN-u. Od strony formalnej procedurę nadzoruje osobiście Jacek Masiota - prawnik Lecha, szef Rady Nadzorczej Ekstraklasy i członek zarządu PZPN-u. Nie można uznać, że sprawy idą jak z płatka - wręcz przeciwnie: okazało się, że dokumentacja "Manego" jest niekompletna.

"Złożyłem dokumenty jakiś czas temu, ale z prasy dowiedziałem się, że nie były kompletne. Nikt mi jednak oficjalnej odpowiedzi nie przysłał. Z mediów wiem, że brakowało aktu ślubu i aktu urodzenia. To są sprawy dla prawników, a nie dla normalnych ludzi. Ja niezbyt wiele z tego rozumiem. Więc sprawa nie rusza z miejsca, ale jak mówię ja mam teraz inne, bardziej palące kłopoty. Do Smudy nie chcę się z tym zwracać. On ma swoje problemy, jest człowiekiem zagonionym, Arboleda ze swoimi kłopotami na głowę zwalać mu się nie zamierza - opowiada nam Manuel.

Sprawa w złym świetle stawia nie tylko Arboledę, ale też PZPN i Masiotę. Manuel nie musi być specjalistą od papierkowej roboty. Zresztą płacą mu za to, żeby dobrze grał w piłkę i na ogół to czyni. Załatwianie formalności takich jak wizy, paszporty powinien za niego wykonywać ktoś inny. Reprezentujący sztab reprezentacji Polski (o ile Franzowi naprawdę zależy na Arboledzie w kadrze), bądź Lecha (zawodnikowi z polskim paszportem łatwiej poruszać się po krajach UE, łatwiej go też wytransferować).

Teorie mówiące o tym, że to Arboleda pcha się do naszej kadry, żeby się wypromować włóżmy między bajki. Manuel w wieku 32 lat nie jest perspektywicznym piłkarzem, który miałby prawo myśleć o występach w silniejszej lidze od polskiej. Trudno mu będzie znaleźć tak dobrze płacącego pracodawcę, jakim jest Lech Poznań (Kolumbijczyk dostaje 500 tys. euro za sezon). Zatem postawmy sprawę otwarcie: to reprezentacji i Lechowi bardziej powinno zależeć.

Jakoś dziwnym trafem naturalizacje Emmanuela Olisadebe i Rogera Guerreiro przebiegły sprawnie. Czy tylko dlatego, że za sterami polskiej piłki stał Michał Listkiewicz, a nie Grzegorz Lato? "Listek", na którego wylano niejedno wiadro pomyj krytyki był z pewnością świetnym dyplomatą. Potrafił przetrzeć szlaki w kancelariach dwóch prezydentów ze skrajnych opcji - Aleksandra Kwaśniewskiego (on dawał paszport Olisadebe) i ś.p. Lecha Kaczyńskiego (on spolonizował Rogera). Zobaczymy, czy Lacie uda się z Arboledą i Damienem Perquisem, którego Smuda ma również na celowniku.

- W porozumieniu z panem Walterem i prezesem Miklasem robiliśmy wszystko, by w trybie przyspieszonym Roger polski paszport dostał. Autorem tego pomysłu, od początku do końca, był Leo Beenhakker. Wiem, że jest duża przychylność prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wszystko więc teraz zależy od procedur MSWiA - opowiadał w "GW" Listkiewicz, któremu pojęcie "dyplomacja i łowy" nie było obce.

Czy pojechalibyśmy na MŚ w Korei, gdyby nie gole Olisadebe? Ciężko by o to było, mieliśmy przecież ciężką grupę. Tymczasem ówczesny selekcjoner - Jerzy Engel wymyślił koncepcję oparcia ataku na "Emsim" i przy pomocy prezesa Listkiewicza ją zrealizował. W lipcu 2000 r. Olisadebe został Polakiem, choć słabo mówił w naszym języku. Jego bramki dawały jednak te same punkty, jakby strzelał je mistrz mowy polskiej.


Marcin Malinowski



Blog Marcin Malinowskiego: www.okiemmaliny.blog.onet.pl


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/lv3dO.jpg

Offline

 

#6 2011-04-20 14:36:06

 marcin

Administrator

3399176
Call me!
Skąd: Będzin
Zarejestrowany: 2011-01-15
Posty: 518
Punktów :   17 
IDOL: Artur Boruc

Re: Felietony

Polskie Gran Derbi



Spotkanie Lech Poznań-Legia Warszawa wolno nazwać Polskim Gran Derbi lub El Clásico.Na stadionie przy Bułgarskiej zasiadło 36 tyś kibiców.Mecz na pewno nie był nudny...

Po meczu każdy kibic zadaje sobie pytania:Czy Kotorowski powinien dostać czerwoną kartkę czy Lech powinien wygrać ?
Według mnie Kotorowski dobrze że dostał żółtą kartkę,bo Manu na pewno trochę przy aktorzył w tej sytuacji.Jednak szkoleniowiec Maciej Skorża był innego zdania(Wpadł furię gdy zobaczył że sędzia z Zabrza pan Małek nie pokazał czerwonego kartoniku) Sami zobaczcie:



Jeśli chodzi o to czy Lech zasłużenie wygrał to też jestem za tym że dobrze że trzy punkty zostały w Poznaniu.Legia tylko przeważała w pierwszej połowie,i nie umiała wykorzystać prezentów od obrońców Lecha.A gdy to Warszawiacy popełniali błędy to Lech to wykorzystał a dokładnie Tatuś Rudnevs(Łotyszowi urodziła się kilka dni temu córka).A więc Kolejorz po tej wygranej zbliżył się do prowadzącej trójki w ekstraklasie.


Marcin Malinowski


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/lv3dO.jpg

Offline

 

#7 2011-05-25 09:20:05

 marcin

Administrator

3399176
Call me!
Skąd: Będzin
Zarejestrowany: 2011-01-15
Posty: 518
Punktów :   17 
IDOL: Artur Boruc

Re: Felietony

Platini wiedział co robi głosując na Włochów


Do piłkarskich mistrzostw Europy Euro 2012 został jeszcze rok, ale my pierwszą kompromitację mamy już za sobą. Hucznie zapowiadany debiut Areny Gdańsk, do którego miało dojść podczas meczu Polska - Francja, nie dojdzie do skutku.

Gdy wybierano organizatora Euro 2012, szef UEFA - Michel Platini wiedział co robi głosując na Włochów. Dzisiaj, gdy już wiadomo, że wbrew deklaracjom odpowiedzialnych osób za przygotowanie ME, na rok przed ich rozpoczęciem nie będą gotowe trzy największe areny, a przez poślizg na tej gdańskiej PZPN był zmuszony przenieść organizację meczu z Francją do Warszawy, Platini może nam powiedzieć: "Miałem rację, we Włoszech takiego 'burdelu' by nie było".
Poślizgi w budowie stadionów to normalka. Szczególnie w kraju, w którym od 50 lat nie budowało się ich na większą skalę. Można się było z tym liczyć. Tak samo, jak należało oczekiwać, iż nie zdążymy zbudować nowoczesnej kolei, ani dróg - już wiadomo, że szanse na to, aby autostrada A2 połączyła zachodnią granicę z Warszawą, są bliskie zero procent.
Poślizgów i zaniechań w poprawie infrastruktury komunikacyjnej mogliśmy być pewni, ale tego, co się stało z organizacją meczu Polska - Francja już na pewno nie. Przede wszystkim nikt nie wymuszał na organizatorach Euro 2012 w Gdańsku deklaracji, że stadion będzie gotowy na początek czerwca. Tymczasem jeszcze 5 maja prezydent Gdańska Paweł Adamowicz i szef spółki BIEG 2012 Ryszard Trykosko (to ta spółka buduje Arenę Gdańsk) w asyście szefa PZPN-u Grzegorza Laty zapewniali, że wszystko jest pod kontrolą. Prezes Lato był nawet "zaszokowany tempem prac. Idzie to w szybkim tempie. Zapewniono mnie, że 25 maja zostanie położona trawa, a 3-4 dni później odbędzie się jej już pierwsze strzyżenie. Mecz odbędzie się na pewno w Gdańsku. Nie planujemy żadnego awaryjnego wyjścia."
Gdyby ktoś z bardziej poukładanego kraju znalazł się w ostatnich tygodniach nad Wisłą, mógłby pomyśleć, że znalazł się w krainie absurdu. Na rok przed Euro 2012 Polska miała przetestować ważną arenę mistrzostw Europy. Już wiadomo, że tego nie zrobi. Całkowite organizacyjne fiasko ponosi też PZPN. Selekcjoner Franciszek Smuda planował na czerwiec trójmecz z silnymi rywalami, taką próbę generalną na rok przed imprezą wszech czasów. Z trójki silnych rywali udało się zakontraktować dwóch - Argentynę i Francję, które przyjadą w rezerwowych składach.

Do mistrzostw Europy rozgrywanych u siebie, szykują się też Ukraińcy. Tyle że oni potrafili nakłonić do przyjazdu w czerwcu do siebie Francję w najsilniejszym składzie, z którą zagrają 6 czerwca. Można się śmiać z tego, że 1 czerwca nasi wschodni sąsiedzi zmierzą się z Uzbekistanem, ale uśmiech z twarzy zniknie, gdy uświadomimy sobie, że w ostatnim czasie Ukraińcy grali ze Szwecją, Rumunią, Szwajcarią i Brazylią (wszystkie w pierwszych, a nie rezerwowych składach, jak Argentyna, która przyjedzie do nas). Tymczasem my mamy za sobą boje z rezerwami Grecji i Litwy, w miarę solidną Norwegią, ale też ze słabiutką Mołdawią - przeciwnikiem, jakiego na pewno nie spotkamy na Euro 2012.

Marcin Malinowski


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/lv3dO.jpg

Offline

 

#8 2011-05-30 21:15:31

 marcin

Administrator

3399176
Call me!
Skąd: Będzin
Zarejestrowany: 2011-01-15
Posty: 518
Punktów :   17 
IDOL: Artur Boruc

Re: Felietony

Ruud van Nistelrooy na celowniku Wisły Kraków



Czy Stan Valckx i Bogusław Cupiał zrealizują odwieczne marzenie polskich kibiców piłkarskich i sprowadzą do naszej ligi gwiazdę z najwyższej światowej półki? Wiadomo, że próbują. Wisła kusi ofertą słynnego Ruuda van Nistelrooya!

5-letni Ruud van Nistelrooy to jeden z najlepszych napastników ostatniej dekady w Europie. Piłkarz, który swą przebojowością, inteligencją boiskową zachwycał w PSV Eindhoven, Manchesterze United, Realu Madryt (w 68 rozegranych meczach strzelił 46 goli), a ostatnio w Hamburgerze SV, z którym zajął ósme miejsce w Bundeslidze. W HSV Ruud zdobył 7 goli w 25 meczach i dorzucił hat-tricka w spotkaniu Pucharu Niemiec z SV Torgelower z Oberligi.

Ruud jest dobrym znajomym Valckxa z okresu jego pracy w PSV. Dyrektor sportowy chce wykorzystać ten kontakt, by sprowadzić do Wisły gwiazdę pierwszej wielkości. Gwiazdę, która drużynie dałaby nową jakość, a była także bombą marketingową zapewniającą niemal stuprocentową frekwencję na każdym meczu!
czytaj dalej


W Wiśle mają świadomość, że obecność w zespole piłkarza o takim nazwisku, jak van Nistelrooy spowodowałoby poważny wzrost przychodów z dnia meczowego, które mogłyby pokryć koszty jego utrzymania.

W HSV van Nistelrooy zarabiał około pięciu milionów euro rocznie. Nie tylko Wisła, ale nikt w Polsce takich pieniędzy nie będzie mu w stanie zagwarantować. W Wiśle może liczyć co najwyżej na milion euro rocznie, co i tak byłoby absolutnym rekordem w naszej lidze (dotychczas dzierży go Manuel Arboleda z poborami na poziomie 600 tys. euro rocznie).

Sęk w tym, że Wisła Kraków nie jest jedynym klubem, który zagiął parol na ściągnięcie słynnego Holendra. Są inne, w tym również bogatsze od mistrzów Polski. Takie jak choćby 11. w Hiszpanii Malaga, 10. w Anglii Sunderland, czy 12. w Premier League Newcastle.
- Jedno jest pewne. Jestem teraz wolnym agentem i mam w czym wybierać. Usiądę nad tymi wszystkimi ofertami i wspólnie z żoną wybierzemy najlepszą opcję - powiedział niedawno Ruud van Nistelrooy.

Fachowy portal Transfermarkt.de daje największe szanse na przejście Holendra do Malagi (35 procent), dalej jest Sunderland (22 proc.), Newcastle (16 proc.), a na samym końcu Wisła, której daje się tylko 2 proc. szans na sprowadzenie Ruuda.

W wyścigu po van Nistelrooya jedynym atutem "Białej Gwiazdy" nie jest Valckx. Wisła jako jedyna z tej stawki daje szansę gry w europejskich pucharach. Zarówno Malaga, Sunderland, jak i Newcastle są poza nimi. A piłkarz tej klasy, co van Nistelrooy, który zarabiał krocie przez cztery lata gry w Realu nie musi się kierować przy swych wyborach tylko pieniędzmi, ale też sportowymi wyzwaniami, a takie mogą stanowić dla niego najbardziej elitarne rozgrywki piłkarskie - Liga Mistrzów, do których mistrz Polski nie ma wcale tak daleko.

W Champions League van Nistelrooy czuje się jak ryba w wodzie. Jest drugim strzelcem w jej historii (zdobył 60 goli, wyprzedza go tylko Raul z 72 trafieniami).


Marcin Malinowski


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/lv3dO.jpg

Offline

 

#9 2011-06-19 08:48:30

 marcin

Administrator

3399176
Call me!
Skąd: Będzin
Zarejestrowany: 2011-01-15
Posty: 518
Punktów :   17 
IDOL: Artur Boruc

Re: Felietony

Przejście Klicha do "Wilków" to sukces Cracovii



- Wybierając Wolfsburg wykonałem nie krok, a kilka w rozwoju swojej kariery - przekonuje Mateusz Klich po przejściu do VfL Wolfsburg. Oby się nie okazało, że jedynym rozwojem będzie ten finansowy.

Na razie wygląda na to, że lepszy interes zrobiła Cracovia, niż sam Mateusz Klich. "Pasy" sprzedały za 1,5 mln euro zawodnika, który z klubem jeszcze nic nie wygrał, nie sprawdził się na żadnym poważniejszym poligonie, niż Ekstraklasa. O tym, że nasza liga nie stanowi właściwego barometru klasy piłkarza, przekonują się zespoły, które zbierają baty w Europie, a także zawodnicy, którzy z podkulonym ogonem wracają z Europy Zachodniej.

Ktoś powie, że dobrze radził sobie w Kolonii - po wyjeździe z Lecha - Sławomir Peszko, ale przecież ten piłkarz sprawdził się nie tylko w Ekstraklasie, gdzie był królem prawego skrzydła, lecz również w Pucharze UEFA i Lidze Europejskiej.

Klich musi być przygotowany na przeskoczenie przepaści, jaka dzieli treningi w Polsce z tymi u Feliksa Magatha, który uchodzi za kata. Tym bardziej, że w Cracovii mało kto by Mateusza określił tytanem pracy, a Jurij Szatałow na początku pracy przy Kałuży zarzucał mu lenistwo.

"Nie chcę, aby to zabrzmiało arogancko, ale nie czuję się gorszy od żadnego z moich nowych kolegów" - powiedział Mateusz niemieckim mediom, które odbierają transfer Polaka jako sygnał alarmowy dla Brazylijczyka Diego, który rok temu został kupiony z Juventusu za 15 mln euro i nie spełnił pokładanych w nim nadziei (6 goli i 9 asyst).

Najważniejsze, aby największym sukcesem w Bundeslidze Mateusza nie było samo podpisanie kontraktu z "Wilkami". Na razie piłkarz, którego talent rozwinął się pod skrzydłami Oresta Lenczyka, zasłużenie przedarł się do reprezentacji Polski. Liczę na to, że będzie należał do tej grupy sportowców, których duże wyzwania mobilizują, a nie paraliżują.

Mateusz Klich ma szansę kontynuować udane przygody Polaków w Bundeslidze po tym, jak dzielnie się w niej spisują Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek, czy Sławomir Peszko. Musi jednak pamiętać, że Polacy notowali też nieudane występy w tej ciężkiej lidze, jak choćby Kamil Kosowski, którego przeprowadzka do Kaiserslautern oznaczała wstrzymanie, a nie rozwój kariery, Bartosz Karwan (fiasko w Hercie Berlin), Maciej Murawski, czy Bartosz Bosacki, który rozwiązał kontrakt z FC Nuernberg przed terminem (w półtora sezonu rozegrał tylko 17 meczów).

Marcin Malinowski


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/lv3dO.jpg

Offline

 

#10 2011-08-14 18:09:08

 marcin

Administrator

3399176
Call me!
Skąd: Będzin
Zarejestrowany: 2011-01-15
Posty: 518
Punktów :   17 
IDOL: Artur Boruc

Re: Felietony

To było preludium Wisły do walki o Champions League



Wisła Kraków zaczyna najważniejszą batalię w ostatnich sześciu latach. Mecz ligowy z Zagłębiem Lubin, wygrany nie bez problemów 1-0, był do niej tylko preludium.

23 sierpnia 2005 r. fabryka piłkarskich marzeń Bogusława Cupiała, zarządzana przez Jerzego Engela, została zatrzymana na Stadionie Olimpijskim w Atenach. Mecz z Panathinaikosem, był jednym z najdziwniejszych, jakie widziałem na żywo. Nieuznany gol Marka Penksy, który zamykał sprawę na korzyść "Białej Gwiazdy", olbrzymie piekło, w którym błędy popełniały takie tuzy jak Radosław Sobolewski (czerwona kartka po faulu na połowie rywala), Tomasz Kłos, czy Radosław Majdan (słynny już "młynek").

Od pamiętnego meczu w Grecji, wiślacy nigdy nie byli tak blisko Ligi Mistrzów, jak są teraz.
Wisła tamten mecz zaczęła w takim składzie: Majdan - Baszczyński, Kłos, Głowacki, Dudka - Uche, Cantoro, Sobolewski, Zieńczuk - Frankowski, Paweł Brożek.

Analizując pozycja po pozycji dzisiejsza "Biała Gwiazda" jest niemal na każdej pozycji słabsza od ówczesnej. Być może za wyjątkiem bramkarza (Siergiej Pareiko na linii potrafi dokonywać cudów), czy playmakera (Jerzy Engel preferował grę dwójką defensywnych na środku, zawodnika pokroju Maora Meliksona nie miał). Daj Boże zdrowie, by Robert Maaskant miał na skrzydle wirtuoza klasy Kalu Uche, a w ataku kogoś u intuicji żywej legendy polskiej piłki Tomasza "Łowcy Bramek" Frankowskiego, czy robiącego wtedy furorę w lidze "Brozia".

Spotkanie z APOEL-em Wisła zacznie najpewniej w ustawieniu:

Pareiko - Lamey, Jaliens, Chavez, Paljić - Sobolewski, Melikson, Nunez (Wilk) - Małecki, Genkow, Iliev.

Choć po porównaniu składów trudno o optymizm, ja go w sercu mam! I nie tylko dlatego, że mistrz Cypru zdaje się być nieco słabszą ekipą od ówczesnych "Koniczynek". Dobrze nastraja kilka spraw.

Jerzy Engel, który poniósł klęskę w Atenach, na polskie warunki był i jest świetnym motywatorem. Robert Maaskant nie szermuje hasłami w stylu: "Bóg, ojczyzna, rodzina", a jednak potrafi wycisnąć z zespołu największe rezerwy, jakie tkwią w psychice. Jeśli ktoś słuchał chociażby Osmana Chaveza w ubiegłotygodniowej "Lidze + Ekstra", ten wie o co chodzi. Honduranin na każdym kroku - nawet komplementując swego kolegę Maora Meliksona, podkreślał, że najważniejszy jest zespół i tylko on się liczy.

Maaskant, nawet na konferencjach prasowych robi wszystko, by scementować załogę. W meczu z Zagłębiem Andraż Kirm zmarnował rzut karny, co mogło wiślaków drogo kosztować. Nie trzeba nikomu przypominać, że ten sam zawodnik nie trafił na pustą bramkę w starciu z Polonią Warszawa i "Biała Gwiazda" - zamiast wygrać, tylko zremisowała. Znam wielu trenerów, którzy powiedzieliby mniej więcej tak: - Mogliśmy śmiało wygrać to spotkanie, ale Kirm jest w słabszej formie i zachował się jak dziecko pod bramką.

Co zrobił Maaskant? W obu sytuacjach tłumaczył swego podopiecznego mówiąc, że sytuacja w Warszawie wcale nie była łatwa, bo należało strzelać górą (obrońcy dół blokowali), a z karnymi tak bywa, na dodatek do ich strzelania nie palił się Patryk Małecki, więc Andraż wziął odpowiedzialność na siebie. - Nie udało się, ale przeprosił zespół w szatni - zamknął temat holenderski szkoleniowiec.

Psychika to jedno, ale nawet przy najpotężniejszej mentalności drużyna nic nie wskóra, jeśli nogi nie dają mocy. A do żadnego z dwóch okresów przygotowawczych Wisły pod batutą Maaskanta nie można się doczepić. Wręcz przeciwnie, można tylko przyklasnąć. Wiosną Wisła odrobiła stratę do Jagiellonii, zdystansowała także inne zespoły zasłużenie sięgając po mistrzowski tytuł, a po letniej zaprawie fizycznej na drodze do Ligi Mistrzów wygrała wszystkie spotkania, co w wypadku konfrontacji z Liteksem Łowecz nie było takie łatwe.

Dlatego dobrze przygotowana i świetnie umotywowana Wisło płyń, płyń do Champions League!


Marcin Malinowski


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/lv3dO.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl